Archiwum dnia 24 Kwiecień 2010

Pamiętnikowe Bo nic nie trwa wiecznie.

Brak komentarzy »

Sen chciał mnie już zabrać o północy, ale wolałem powspominać, przeglądając fotki z zeszłych wakacji i z tych wszystkich dobrych chwil, które mnie spotkały, niż mu się oddać (nie mogę iść spać wcześniej, niż po dwóch godzinach od jedzenia – kwestia zdrowia – więc czymś się zająć musiałem, byle odpocząć od nauki). Teraz także jest wiele pięknych chwil, jednak nie zwracam na nie uwagi, bo znowu dałem się zaćmić, przez co wrażenie, jakby moje życie w ogóle straciło sens (nie pierwszy raz takie odczucie, ale pierwszy raz dopiero tak naprawdę je rozumiem i potrafię temu zapobiec).

Ale co się dziwić? Nieczęsto zdarza się stać na szczycie góry szczęścia, radości, euforii, po czym po chwili zostaje się z niej strąconym w przepaść niewiedzy, smutku i takich wielkich znaków zapytania, które są dosłownie wszędzie, a o które głowa niemal się rozbija w locie (a dzisiaj jeszcze się o nie potykałem nawet, pieprzone!).

Zupełnie obcy ludzie niekoniecznie muszą być źli. Często okazują się lepszą pomocą, niż Ci dobrzy znajomi. Kolejny przełamany stereotyp – ostatnio dobrze mi to idzie. Przypadkiem. Nie znam tego człowieka i nawet nigdy go nie poznam, jednak dotarł do mnie jak nikt inny wcześniej, za pomocą dosłownie paru e-maili. Dotarł tak pozytywnie, że wzruszył nawet to, czego nigdy sam z siebie bym nie zmienił (mimo, że mi przeszkadzało), błędnie uważając, że nie potrafię tego zmienić. Wyjaśniać nie będę, bo mi się nie chce – nawet tego, o co w ogóle chodzi. Boli, boli jak cholera! Tyle mogę powiedzieć, bo nasuwa się samo.

Przypomnę sobie kiedyś całą tę sytuację, jak zobaczę ten wpis, i sam się z tego zaśmieję, obiecuję! Z całego życia się zaśmieję, prosto w jego twarz, przypominając sobie, jaki byłem, wiedząc, jaki jestem. A osoba bliska memu sercu, czytając to, nigdy nie uwierzy, że to byłem ja.

To ostatni wpis na tym blogu. Niech będzie on pozytywnym zakończeniem tego pierdolonego smęcenia. I zakończeniem tego etapu, z którego na razie muszę się wyleczyć (znowu znowu znowu! kurde.).

AAA! Jeszcze PS. Podczas małego ogarnięcia komputerowego bałaganu, znalazłem swoje opowiadanie, które zacząłem w styczniu tego roku, a potem odstawiłem do archiwum i postanowiłem go nie kończyć. Jednak skończę, po maturze. To ładne podsumowanie paru, bardzo odmiennych od innych, miesięcy, które ostatnio były. I nawet opublikuję, a miało nigdy do tego nie dojść!

Wszystko się zmienia (tylko nigdy nie to, co by się chciało i nigdy nie to, co w gruncie rzeczy należy do rzeczy bardzo prostych).

Nie-pozdrawiam. Żegnam.